Pracuje w weekendy w sklepie nocnym na nocna zmiane.
Wlasnie stamtad wrocilam i musze napisac. Inaczej sie udusze.
To ze narod pije zadnej Ameryki nie odkrywam. Ale wiek ! osob ktore sa (malo powiedziane) uzaleznione przerasta ludzkie pojecie.
Dzis okolo 1 w nocy wszedl do sklepu "chlopiec". Poprosil o 0,7 wodki. Zaskoczona poprosilam o dowod. Mial 20 lat. Wygladal na 13-14. Sprzedalam, ale jego wyglad. Niejeden menel spod budki z piwem wyglada lepiej. Widac, ze pije od dawna. Byl caly brudny, zarzygany, osikany i tego typu historie. W pierwszej chwili pomyslalam, ze dzis tak zapewne wyglada (intuicja pukala mi po czole, ale olalam ja). Spytalam kolezanke o tego "chlopca" i potwierdzila... codziennie, kilka razy dziennie przychodzi i kupuje ciezki arsenal. Do 30 raczej nie dozyje w tym tempie. Z glowy ten czlowiek wyjsc mi nie moze.
Kolejny petent przyszedl po 0,7 brudzac cala lade krwia wlasna. Albo ktos go pocial albo sam to sobie zrobil. I jak do takiego podejsc i cokolwiek podac. Nalezy dodac, ze nie byl pijany.
Alkohol upadla. I to bardzo.
Zadziwiaja mnie osoby, zazwyczaj na emeryturze/rencie ktore narzekaja na brak kasy, ze renty glodowe. Ok zgadzam sie, szalu nie ma, ale na 2-3 piwka sie znajdzie + 0,1 grapefruita/cytrynowki. Rachunek dzienny 12-13 zl. x 30 dni w miesiacu ....
Praca w dzien w sklepie a w nocy ma w sobie olbrzymia roznice.
Nigdy nie wiadomo kto wejdzie.
Nigdy nie wiadomo o co poprosi.
Ktos doda, ze w dzien jest tak samo. Nie. Nie jest tak samo.
Nie chce wrzucac wszystkich do jednego worka, ale w nocy 99% sprzedazy to alkohol. We wszystkich warstwach spolecznych. Z doswiadczenia moge smialo powiedziec, ze najgorsi sa ci, ktorzy maja najwiecej. Ktorym sie przelewa. Bo pani za lada to smiec, ktory musi mi podac, wysluchac, ktora moge obrazic i zbluzgac za to, ze za oknem jest ciemno.
Ja osobiscie sobie nie pozwole. Duzo ryzykuje. Powinnam siedziec cicho i tanczyc jak mi graja. Niestety nie ja. Jesli klient prosi o 0,5 wodki podaje, kiedy zmienia zdanie na 1 litra, ok moze cos mu sie przypomnialo .... ale kiedy po raz 4 zmienia zdanie, pomimo iz pytalam czy jest pewien ? czy jest przekonany ? a on z usmiechem na ryju mowi mi ze jednak poprosi cos innego, bez skrupolow wysylam go do innego sklepu lub na stacje. Mnie w jajo robic nie bedzie, bo nog na loterii nie wygralam ... po skrzynkach biegac co rusz tez nie zamierzam. Sa jeszcze inni klienci czekajacy w kolejce. I gleboko w dupie mam co o mnie mysli, czy wroci, czy pojde na skarge do szefa!
Niech przyjdzie, zapraszam serdeczenie ... ale na drugi raz do rachunku dolicze +50% ...
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz