15 września 2014

Na pomoście.

Stojąc na końcu pomostu nie ma rozwidleń. Nie ma dróg. Nie ma skrzyżowań.
Jest otwarta przestrzeń z lustrem wody.
Siedząc na tym pomoście czuję fakturę drewna pod palcami, ile stóp przede mną tu stąpało, ile pośladków siedziało? Ile myśli różnorakich tu było? Z przeszłością - teraźniejszością - przyszłością.

Stojąc na tym pomoście chcę być po drugiej stronie. Obecny krajobraz już znam, opatrzony z prawej i lewej. Przestrzeń wydaję się być niedościgniona. Jedynie niebo się zmienia w lustrzanym odbiciu.
Chcę wybrać swój kierunek, z wewnętrznym przekonaniem i intuicją.
Gdzie nie ma drogowskazów, wskazówek, ograniczeń.

Złudne wrażenie, że wszędzie jest dobrze, tylko nie tu ...









26 sierpnia 2014

Sen

Podczas tych znienawidzonych dni, błądząc między tu i teraz a tam i z powrotem miałam sen.
Wystarczyła igła, która precyzyjnie przekuła balon wypełniony ... czymś.
Ulga była tak ogromna, że się popłakałam uświadamiając sobie jak niewiele trzeba było, by zaznać harmonii, jednolitości z własnym organizmem.
Wystarczyła igła i sprawna ręka operatora przy stole (łóżku)

Budząc się też płakałam wiedząc, że był to piękny sen.

22 lipca 2014

Na ulicy - 2x

Na ulicy zmarła znana i lubiana mi osoba.
Znałam Go od wielu lat.
Poznałam dzięki siostrze i kontakt sporadyczny bo sporadyczny utrzymaliśmy.
Był przedsiębiorcą i doznał rozległego zawału. Niestety nie udało się Go uratować.

Cholernie mnie ta wiadomość zasmuciła.
Zakład przejęła żona, która zawsze była gdzieś z tyłu, sympatyczna kobieta.
Dała radę, syn pomógł i pomaga nadal.

:(

A na ulicy po raz drugi podszedł klient, który mieszka obok sklepu, w którym pracowałam.
Chwilowa pogawędka o tym i tam, po czym pada pytanie, czy gdzieś pracuję albo może chcę zmienić, bo szuka pracownika (prowadzi sklep AGD). Zrządzenie losu - spotkanie na ulicy :)

Podziękowałam podwójnie.
Bardzo miło mi się zrobiło. A przecież ten pan nie wie jak pracuję.
- "widziałem przez wiele lat" usłyszałam.

Dziękuje.


Smutno mi :(
Panie Włodku [*]

19 lipca 2014

Zakupy, śrubki i kolumny MacPhersona

Dzisiejszy dzień sponsorowało słońce.
Z każdej strony, na wszystkie możliwe sposoby.

Od rana pobiegałam na rynku, po sklepach przygotowując się na jutrzejszy wypad, na którym będę karmić swoje wnętrze widokami, zapachami i słodkim nic nie robieniem. Potrzeby przyziemne jak jedzenie i picie będą zdecydowanie na drugim planie.

Czynności powyższe były przerywane śrubami w kolumnach MacPhersona - w garażu J. się mocował, nie mógł odkręcić - wspierałam mentalnie siedząc na krześle obok.
Nieszczęsna pęknięta sprężyna (cała kolumna) wymieniona, a i drugą "wymieniliśmy" bo:
- tak radzą na każdych forach motoryzacyjnych i doradca w sklepie z częściami motoryzacyjnymi
- po wymianie jednej kolumny z jednej stronie było wyżej, a z drugiej niżej.

Po wymianie obu kolumn tył samochodu wydaję się "dziwnie" nisko.
Będziemy obserwować kilka dni - jeśli "nowe-stare" amortyzatory się nie dotrą, to tylne też będzie trzeba wymienić. Dobre tyle, że tylne sprężyny są tańsze od przednich ;)

W szale zakupów wpadłam do księgarni - niby wiedziałam co po wchodzę, cel namierzony, ale się rozejrzałam po półce ... i to był błąd ... blisko 40 minut spędziłam na rozterkach i pragnieniach.
Ostatecznie wyszłam z Danem Brownem i z "Zaginionym Symbolem", który to skutecznie przykuł mnie do siedziska na balkonie na całe popołudnie.
Czytanie zaczęłam od ... drzemki :)
Tak fantastycznie podwiewał wiaterek z wysokości kilkunastu metrów, że nie mogłam się oprzeć pokusie.
Skutecznie obudził mnie i psa ścigacz zap******* po ulicy przebiegającej nieopodal.

A jutro (jeśli nie zapomnę) może będzie fotorelacja z domku w lesie :)

17 lipca 2014

Czarny czwartek

Dzisiejszy dzień do zbyt udanych nie zaliczał się.
Klient z kontraktem blisko połowy mojego targetu wycofał się - wycofał konkursy na wysokie stanowiska i tym samym nie dał ogłoszeń :(

Wniosek ?
Jeszcze więcej pracować, by nie dopuszczać do takich sytuacji. Mieć w zanadrzu innych zaofertowanych klientów - jeszcze więcej klientów. Przyznaję, po wstępnej wycenie i rozmowie z klientem byłam pewna, że to zlecenie jest w mojej kieszeni, ponieważ urzędy mają obowiązek umieścić przetarg/komunikat o charakterze otwartym. Nie brałam pod uwagę, że w ogóle mogą konkursy wycofać, jeśli już, to że będą negocjacje cenowe. Średnio przykładałam się do pracy bieżącej. Moja wina - mój błąd.
Jestem w dżungli z targetem. Teraz będę gonić w piętkę, a już specjalny projekt wisi nad głową, który musi być zamknięty na początek sierpnia. Złapałam się na tym, że dzwoniłam do klienta i w pewnym momencie zgłupiałam, z którą ofertą dzwonię. Czyli - za dużo w głowie na raz. Chaos zapanował.Muszę nad tym burdelem zapanować i przede wszystkim się skupić! a koncentracji ostatnio u mnie deficyt.

Po pracy pojechałam do sklepu, bo kawa się skończyła, bo J. by arbuza zjadł .... ruszyłam spod świateł, prędkość 30km/h i jak coś huknęło, to w pierwszej chwili pomyślałam, że "coś" za nami, ktoś w kogoś ... ale, co mi tak hałasuje ? coś się trze z przodu auta !! automatycznie włączyłam światła awaryjne i zjechałam na przystanek. Oglądamy raz, drugi i nic nie ma. Pod spodem wszystko ok, auto wygląda normalnie, ale coś musi być ! No to obeszłam w kuckach koła i znalazłam :( lewe, przednie koło - jakoś tak nienaturalnie nadwozie opadnięte ... wkładam łapę i czuję sprężynę, która ewidentnie opiera się o koło.
Padła sprężyna od amortyzatora. Co tu robić ? Do domu na pewno nie dojadę - 10km/h to :
a) zatrąbiliby mnie na śmierć
b) a może coś więcej się uszkodzi
c) mandat murowany za poruszanie się niesprawnym autem oraz tamowanie ruchu.
Szybka analiza w głowie w poszukiwaniu klienta, który ma lawetę, pomoc drogowa, cokolwiek - nie mam nikogo! Na przeciwko jest serwis autoryzowany marki X - swoją drogą cenią się. Wyboru nie miałam. Zadzwoniliśmy i pan po blisko 40 minutach oczekiwania podjechał i zawiózł nas do domu. Krótka przejażdżka + miła pogawędka = 130 zł (pierwsza opcja była 150 zł)
Zanim pan auto laweta podjechał to stałam na tych awaryjnych na przystanku. Zaparkowałam najdalej - najgłębiej na tym przystanku jak się dało. Siedzimy - czekamy na pana, w między czasie przejechało naście autobusów, aż tu nagle trąbi za nami jegomość. Wyskoczyłam, podeszłam (mam świadomość, że zatrzymywanie/stanie/parkowanie na przystankach jest zabronione) otwierają się drzwi i ten gbur pomarszczony jak śliwka suszona z ryjem na mnie! Co to ma być ! tu nie wolno ! zepchnąć to coś (w sensie moje auto) ... nie wiem, skąd wzięłam opanowanie nad sobą i z uśmiechem na ustach spytałam "awaria-nie pojadę dalej-mam zepchnąć na prawy czy na lewy pas ?? (ulica dwupasmowa, a my w zatoczce) coś burknął pod ujebanym na żółto wąsem i zamknął drzwi.
Wróciłam do auta, usiadłam i po lewej widzę radiowóz na sygnałach świetlnych ewidentnie zjeżdżający przed nami, na resztę przystanku i częściowo trawnik... o k***a (sama już nie wiedziałam co lepsze - gbur czy psy)
Wychodzi pani policjantka - ja też wyszłam - ale ona nie idzie do mnie, zatrzymali jakieś auto i kazali zjechać mu parę metrów dalej. I sobie pojechali. W ogóle to ze cztery radiowozy przejechały w między czasie i żaden się nie pofatygował. Widzieli drzwi pootwierane, awaryjne, trójkąt za samochodem i zapewne im się nie chciało słuchać co też mi się przytrafiło.

Wniosek ?
Jutro na pewno skontaktuję się z firmami typu pomoc drogowa 24H, auto holowanie etc.
Ktoś powie - internet w komórce - ok, ale ja nie mam, tak skutecznie poustawiałam w moim smartfonie, że teraz nie mogę włączyć transmisji danych, J. nie lubi smartfonów, woli tradycyjne komórki i taką też ma.
Ja - po 30tce nie mam netu w komórce, a pan/pani po 50/60/70 i więcej?

Hę ?

P.S. To auto mam tydzień. Uznałam, że chrzest bojowy już przeszedł. Teraz tylko kupić dwa zimmeringi za ok. 100 zł i będzie dobrze. Innej opcji w wachlarzu usług nie ma.

16 lipca 2014

Zdziwienie z rana ...

... czas na historyjkę z pracy.
Zadzwoniłam z rana do klientki, z którą na bieżąco mam kontakt i podrzucam jej na maila różnorakie oferty.
Jakie zrobiłam oczy, gdy usłyszałam "nie będę z wami współpracować!"
Ale o co chodzi ?!
Bardzo wzburzona mi wyjaśniła, "że nie mam oleju w głowie, że jej świństwo zrobiłam, jak ja mogłam sprzedać reklamę jej konkurencji ! "
Ale o co chodzi ?!
 - "Czy ma pani na myśli firmę X ?"
 - "Tak, dokładnie tą firmę mam na myśli i nasza rozmowa jest zbędna"
 - "Wyjaśnijmy sobie coś ... (już mnie szarpnęło) ... będąc u Pani kilka tygodni temu informowałam Panią - choć nie musiałam! - że rozmawiam z tą firmą nt. reklamy (wiedziałam też, że obie panie nie pałają do siebie sympatią) Obiecałam Pani także, że ogłoszenia nie zbiegną się w tym samym czasie, oprócz tego, nie była Pani zainteresowana kampanią internetową a jedynie prasową, której Pani i tak nie kupiła ... więc o co chodzi ?!?!
- "to jest nie fair! tak się nie robi!"

Uznałam, że dalsza rozmowa nie ma sensu. I mam dwa wnioski.

1. Jestem uczciwa i lojalna wobec klientów. Na ostatnim miejscu patrzę "co będę z tego miała", nie łapię klientów na jeden raz, dopinam szczegółów z wystarczającym wyprzedzeniem, by móc w razie potrzeby szybko interweniować.
2. Jakbym miała się trzymać jednego klienta - z jednej branży - do dawno już bym nie pracowała tam gdzie pracuje.

O i mam 3. wniosek!

Moje media, które oferuję klientom - reklamy i ogłoszenia, które przygotowuję SĄ WIARYGODNE oraz
SKUTECZNE !
Myślę, że zbulwersowana klientka może jakiś kryzys klientowy przechodzi - stąd taka agresja wobec mnie i usług, które oferowałam. U tej drugiej klientki natomiast kampania skończyła się kilka dni temu, a ja od kilku dni próbuje się dostać do niej na spotkanie - gdzie jest to niemożliwe - bo ma klientów od rana do wieczora.

Po raz pierwszy spotkałam się z taką sytuacją, takim zachowaniem wobec mnie - osobowo.
Cały dzień chodzi mi po głowie ta klientka, zastanawiałam się czy na pewno postąpiłam fair, ale przecież są różne media w mieście takie jak radio, inny portal internetowy, inna gazeta, LEDy, billboardy, ulotki ... i co ? do każdego powie, że brakuje mu oleju w głowie ?

Niesamowite.

Uprzedzałam - informowałam - i jeszcze mam w głowie jej słowa "ależ oczywiście - rozumiem - każdy chce zarobić i żyć"

Nie mam sobie nic do zarzucenia!
Zamiast się oburzać i obrzucać mnie błotem NIECH KUPI REKLAMĘ W MOICH MEDIACH
Na brak klienteli nie będzie narzekać - jak widać na przykładzie powyższym  ;-)

13 lipca 2014

Czy TY ...

Pamiętasz ...
... śpiew ptaka ?
... szum liści poruszanych przez niezapowiedziany podmuch wiatru ?
... jak obłoki nieśpiesznie przemieszczają się po niebie ?

Przypomniałam sobie to wszystko i dużo więcej.
Leżałam na słońcu, które chmury sprytnie omijały. Wiatr nie próżnował, pomagał rozpalać grilla.
Całość chciałoby się zamknąć w szkatułce i móc wracać bez końca.
Warto się zatrzymać i nie myśleć o myśleniu. Do tego stopnia się (s)chillout(owałam) patrząc na kępkę trawy, że usnęłam. Po przebudzeniu poczuć smak lata - grillowanej karkówki, która tylko TAK smakuje w ciepłe, letnie, wręcz nudne dni. Ta nuda jest budująca, konstruktywna.
We wtorek mam spotkanie z bardzo ważnym, kluczowym klientem. Od kilku dni rozgrywam to spotkanie, tak jakbym chciała. Słowa, gesty i cała otoczka jakże ważna. Współpracownica stara się mnie zdemotywować stwierdzeniami, że ten klient to cham, głupek i na pewno nic nie weźmie, strata twojego czasu.  Nie przeszkadzam jej. Im więcej mówi, tym bardziej mi się chcę.

W tle finał mundialu. Determinacja chłopaków, pot, krew i łzy są warte nagrody, która czeka na szczycie.
W ostatnich minutach wykrzesać z siebie to, co (wydaje się) niemożliwe. A jednak.
Biegnie szybko - mimo, iż ledwo chodzi poobijany i okopany.
Skacze do piłki - mimo, że ją ledwo widzi, bo pot zalewa mu twarz.

Determinacja, chęć i motywacJA jest ponad wszystko.