W piątek odebrałam wynik histopatologiczny guza.
Komórek nowotworowych nie stwierdzono.
W dyżurce lekarze trzy razy powtarzali mi to, ale jakby nie docierało to do mnie.
W końcu gdy dotarło kazali mi usiąść :)
Stopują moją radość i entuzjazm. Guz jest duży, za duży jak na polip.
Możliwe, że będzie potrzebna kolejna kolonoskopia i pobranie wycinka z innego miejsca guza.
Na początku tego rollercoster'a była mowa, że 70% to nowotwór. Od piątku jest mowa, że 30% to nowotwór. Od razu inaczej się na to patrzy.
W poniedziałek dzwonie do Poznania spytać czy jest już opis rezonansu magnetycznego no i oczywiście, żeby poinformować o wyniku hist-pat. Mam nadzieję, że będzie mi dane rozmawiać z lekarzem.
Automatycznie w mojej głowie narodziła się Nadzieja przez duże N , że nie będzie potrzebna radioterapia.
Że będę mogła mieć dzieci. To nie może się skończyć w ten sposób.
Największa kara , największy cios to bezpłodność.
Wieczorna rozmowa z mamą też przyniosła smutne wieści.
Ciotka kosmitka od zawsze była , jest i będzie chora. Ma biodro do wymiany, więc chodzi po lekarzach i wszystko pomału załatwia. Była zrobić RTG stawu biodrowego i okazało się, że jest tam guz. Nie wiadomo co to. Dostała skierowanie na tomografię komputerową.
Ciotka kosmitka na syna dorosłego lat 43, nazwijmy go N.
Mieszka w innej miejscowości. Około 50 km od K.
Zadzwonili do niego, aby poinformować, że ciotka ma guza i okazało się, że N też wyczuwa guza na jądrze.
Że go boli. Nic nikomu nie mówił do tej pory. Może myślał, że samo zniknie ?
Zapłakana dzwoni do mamy, pyta do jakiego lekarza ma iść najpierw N etc.
Coś niesamowitego.
Ja długo zwlekałam z badaniami, z tytułu panicznego strachu przed kolonoskopią. Ale gdybym znalazła u siebie gdziekolwiek guza, nie czekałabym ani chwili. A N ? pójdzie do lekarza w lipcu, bo wtedy będzie miał urlop. Teraz nie ma czasu.
Młody siedzi w poprawczaku już. Aktualnie jest w sali przejściowej, monitorowanej.
Siedzi w klitce 2x2. Do swojej dyspozycji ma łóżko, stolik, krzesło i książkę. Bomba.
Rodziców nie chce widzieć. Wręcz przeciwnie.
Pominę fakt, że cała trójka powinna tam razem siedzieć, no ale cóż. Oni są "normalni" ... podobno.
To kuzyn , N dzwoni do ciotki co dwa-trzy dni spytać, czy w mojej sprawie cokolwiek wiadomo i co mówią lekarze, a mój brat nie wykazuję żadnego zainteresowania. Przykro mi, ale nie zmienie tego i nawet nie mam zamiaru tracić energii. Będzie potrzebna mi później.
Za to moja bratowa wpadła na genialny pomysł.
Około dwa miesiące temu zmieniłam lekarza rodzinnego. Panią medyczną bardzo sobie chwalę. Babka konkret. Nawet dostałam od niej numer telefonu komórkowego, gdyby się coś działo mam dzwonić.
No i bratowa aktualne przebywa ok 3 tydzień na L4, ponieważ jest taka chora, zdołowana całą sytuacją z Młodym. Nie ma siły pracować, musi oddech złapać etc. Aktualne zwolnienia otrzymywała od mojej byłej już pani doktor. A że lekarz ten wie doskonale, jaka ona jest i na co ją stać, zapowiedziała uczciwie, że dostaje ostatnie L4, ucieczka od pracy niczego nie zmieni i nie ułatwi, wręcz przeciwnie.
No to moja bratowa idzie przepisać się do mojego lekarza rodzinnego, skoro pomogła mi i tak ją chwale.
Owszem chwale ją i będę chwalić bo w końcu trafiłam na lekarza z prawdziwego zdarzenia. Ale nie mówie tego po to , aby zaraz pół rodziny się do niej przepisało !! Mamy to samo nazwisko, kurcze mam ochotę ostrzec moją lekarkę z kim będzie miała do czynienia.
Aby uniknąć takich sytuacji mam nie mówić co, kto i dlaczego mi pomaga ??
Paranoja.....i wstyd.
W nocy jak się budziłam tak dalej się budzę tylko z większą częstotliwością 2-3 razy.
Dostałam lek, aby przespać w końcu całą noc, bez koszmarów. Dziś pierwszą łyknęłam i czuje, że oczy same mi się zamykają, mimo iż parę minut po 20 usnęłam nie wiedzieć kiedy.
Nie zamierzam czekać dłużej. Zmykam do łóżka.
Trzymajmy kciuki za dobre informację jutro z Poznania !!
Tymczasem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz