13 czerwca 2012

....


Gdy Cię poznałam, nie było z mojej strony zauroczenia, fascynacji czy też zakochania od pierwszego wejrzenia. Polubiłam Cię. Lubiłam z Tobą przebywać, rozmawiać, śmiać się.
Pojawił się problem, bo chciałeś czegoś więcej ode mnie, a ja nie byłam gotowa. Byłam z Tobą szczera do bólu. Zaproponowałam przyjaźń. Tydzień czasu się nie odzywałeś. Wiedziałam, że musisz to przemyśleć. Miałeś do wyboru albo przyjaźń albo nic.
Podjąłeś decyzję, spotykaliśmy się, rozmawialiśmy i po pół roku poczułam to. Przyszło znienacka.
Być może ten czas był mi potrzebny, aby w pełni Ci zaufać i pokochać. Mogłam na Ciebie liczyć o każdej porze dnia i nocy. Zawsze byłeś obok, kiedy coś się działo w moim życiu. Wówczas źle się działo, a Ty ni z gruszki ni z pietruszki byłeś za mną, podkładałeś poduchę pod dupę, gdy upadałam. Patrząc w Twoje oczy widziałam miłość bez ograniczeń, pewność, zaufanie, delikatność, bezinteresowność.
Trzy miesiące dawałam jasne sygnały. Nie reagowałeś. Myślałam, że albo nie widzisz albo nie chcesz widzieć. Dziś wiem, że widziałeś doskonale, ale bałeś się kolejnego kosza. W Wigilie po pasterce powiedziałam Ci otwarcie co czuje, co się ze mną dzieje. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Opłaciło się.
Podziwiałam Cię, że potrafiłeś schować swoje uczucie i przyjaźnić się ze mną.
Dostałam propozycję pracy w Łodzi. Oboje wiedzieliśmy, że jeśli nie pojedziesz ze mną to koniec pięknego początku. Pojechaliśmy.
Gdy wracam do czasów łódzkich, wiem, że był to najpiękniejszy i najlepszy okres w moim życiu. Pod względem zawodowym i osobistym. Świetnie się dogadywaliśmy. Słowa były zbędne, wystarczyło spojrzenie. Spacery Piotrkowską w ogromnej ulewie, w upale, w śnieżycy. Wspólne gotowanie, sprzątanie.
Wspólne życie ! Na każdym kroku. Nie raz i nie dwa zaskoczyłeś mnie, gdy po powrocie do domu ugotowałeś i posprzątałeś, mimo iż nic nie mówiłam i nie prosiłam. Nie raz obudziłeś mnie pyszną kawą i śniadaniem podanym do łóżka. Obce nam były sprzeczki, kłótnie, ciche dni. Dużo rozmawialiśmy, zawsze był temat.
Miałam 100% pewność, że jesteś tym jedynym, wymarzonym do końca życia. Ty także musiałeś mieć pewność skoro wspólnie podjęliśmy decyzję o dziecku. Być może troszkę przyparłam Cię do muru, ale się nie broniłeś. Gdy test pokazał dwie kreski widziałam łzy w Twoich oczach. Uczestniczyliśmy oboje w wielkim wydarzeniu, z oddaniem patrząc sobie w oczy, z ufnością patrząc w przyszłość.
Los płata figle. Do ósmego tygodnia cieszyliśmy się fasolką. Zmiana kierownictwa w mojej pracy, stres i niechęć od pierwszego spojrzenia,  przeziębienie przyczyniły się do straty dziecka. Straciłam pracę, postanowiliśmy wrócić do rodzinnego miasta. I tu rozpoczął się początek naszego końca.
Po powrocie ze szpitala lizałam rany, sumienie mnie zagryzało, że przyczyniłam się do straty maleństwa.
Pojawiły się nieporozumienia, kłótnie, problemy finansowe.
Nie czułam, że jesteś obok, nie czułam Twojej miłości.
Błahe problemy urastały do rangi najwyższej. Przestaliśmy rozmawiać. Czas robił swoje, a my coraz dalej od siebie.

W dniu dzisiejszym każde z nas ma swoje życie, swoje problemy.
Kilkakrotnie otwarcie rozmawialiśmy, że jest źle.
Mimo, iż Twojej miłości nie czuje od bardzo dawno, jestem tu.... byłam
Naprawdę Cie kochałam, od dłuższego czasu zadaję sobie pytanie czy nadal Cię kocham.
Chyba już nie. Za duża jest ta przepaść. Piszę chyba,choć powinnam napisać, że z pewnością Cię nie kocham.
W głowie mam to co dobre było. Jestem tu z przyzwyczajenia?
Jestem na zakręcie. Nie planuję co dalej.
Co ja mam ze sobą zrobić ? Wrócić do mamy, która spojrzy na mnie i płacze ? Jak mam ją pocieszyć ?
Mama płacze , ja za nią. Nie jestem w stanie tego wytrzymać.
Na początku mojej choroby, gdy pierwszy kurz po wybuchu opadł rozmawiałam z Tobą.
Zapytałam wprost czy jesteś gotowy, czy jesteś na tyle silny, żeby mi pomóc w chorobie. Czy akceptujesz fakt, że prawdopodobnie nie dam Ci dziecka. Zapewniłeś, że moja choroba nie zmieniła Twoich uczuć..
Moja choroba nic nie zmieniła.
Nie widzisz mnie.
Nie słuchasz mnie.
Nie interesujesz się mną.
Nie rozmawiasz ze mną.
Nie szukasz ze mną najlepszych rozwiązań.
Nie szukasz ścieżki medycznej.
Patrzysz na mnie i pytasz co zamierzam.
Gdy nie mnie ma w domu, nie zostawię Ci żadnej kartki gdzie jestem, to nie zadzwonisz.
Mam wrażenie, że Ci przeszkadzam. Źle , mam pewność, że Ci przeszkadzam.
Wóz albo przewóz.
Mam dość. Wszystko się skumulowało.
Co ja mam zrobić?
Wrócić do płaczącej mamy i kopać dalej, jeszcze głębszy własny grób dla psychiki czy zostać i trwać w tym gównie z Tobą ?

Nie wiem kogo bardziej mi żal .... siebie, Ciebie czy nas.
Jak mogliśmy spierdolić taki związek?
Bardzo Cię kochałam, momentami aż bolało ...
Całą miłość po śmierci ojca i M. przelałam na Ciebie ..... a to był ocean bez granic ......
Nie potrafię , już nie potrafię i nie mam ani siły ani ochoty powiedzieć Ci tego prosto oczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz