Dzisiejszy dzień sponsorowało słońce.
Z każdej strony, na wszystkie możliwe sposoby.
Od rana pobiegałam na rynku, po sklepach przygotowując się na jutrzejszy wypad, na którym będę karmić swoje wnętrze widokami, zapachami i słodkim nic nie robieniem. Potrzeby przyziemne jak jedzenie i picie będą zdecydowanie na drugim planie.
Czynności powyższe były przerywane śrubami w kolumnach MacPhersona - w garażu J. się mocował, nie mógł odkręcić - wspierałam mentalnie siedząc na krześle obok.
Nieszczęsna pęknięta sprężyna (cała kolumna) wymieniona, a i drugą "wymieniliśmy" bo:
- tak radzą na każdych forach motoryzacyjnych i doradca w sklepie z częściami motoryzacyjnymi
- po wymianie jednej kolumny z jednej stronie było wyżej, a z drugiej niżej.
Po wymianie obu kolumn tył samochodu wydaję się "dziwnie" nisko.
Będziemy obserwować kilka dni - jeśli "nowe-stare" amortyzatory się nie dotrą, to tylne też będzie trzeba wymienić. Dobre tyle, że tylne sprężyny są tańsze od przednich ;)
W szale zakupów wpadłam do księgarni - niby wiedziałam co po wchodzę, cel namierzony, ale się rozejrzałam po półce ... i to był błąd ... blisko 40 minut spędziłam na rozterkach i pragnieniach.
Ostatecznie wyszłam z Danem Brownem i z "Zaginionym Symbolem", który to skutecznie przykuł mnie do siedziska na balkonie na całe popołudnie.
Czytanie zaczęłam od ... drzemki :)
Tak fantastycznie podwiewał wiaterek z wysokości kilkunastu metrów, że nie mogłam się oprzeć pokusie.
Skutecznie obudził mnie i psa ścigacz zap******* po ulicy przebiegającej nieopodal.
A jutro (jeśli nie zapomnę) może będzie fotorelacja z domku w lesie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz